Czytelnia Kiosk24.pl

Cele niespełnione (numer 01-02/2006)

Magazyn Siatkówka | 02 marzec 2006


Magazyn Siatkówka

Zamów prenumeratę tego tytułu

* Pokazana okładka tytułu jest aktualną okładką tytułu Magazyn Siatkówka. Kiosk24.pl nie gwarantuje, że czytany artykuł pochodzi z numeru, którego okładka jest prezentowana.

Koniec roku nie był pomyślny dla siatkarzy Jastrzębskiego Węgla. Czołowa drużyna naszej ligi miała druzgotać rywali, tymczasem poniosła sromotne porażki w lidze ze Skrą Bełchatów i Wkręt-Met Domex AZS Częstochowa. Na osłodę podopiecznym Igora Prielożnego pozostało zwycięstwo z inną czołową drużyną akademikami z Olsztyna. Nie sądzono jednak, że najgorsze dopiero przed tym zespołem. Jastrzębianie straty w lidze mieli sobie powetować w Pucharze Polski oraz rozgrywkach europejskich.

- Z Warszawy wrócimy z pucharem - zapowiadał dyrektor sportowy klubu Zdzisław Grodecki. Optymizm Jastrzębskiego Węgla był uzasadniony, bo drużyna przed wyjazdem do stolicy wygrała pierwszy mecz 1/8 finału Pucharu CEV z Iskrą Odincowo 3:2. A rywal był nie byle jaki. W zespole Iskry gwiazdami są skrzydłowy Paweł Abramow (26 lat, 198 cm wzrostu), rozgrywający Veljiko Petković (22 lata, 198 cm), drugi skrzydłowy Holender Guido Görtzen (35 lat, 198 cm), ale przede wszystkim środkowy Aleksiej Kazakow, 29-letni najwyższy siatkarz świata, mierzący 217 centymetrów.

Początek pierwszego seta meczu z Iskrą należał do gości i Jastrzębski Węgiel po raz pierwszy objął prowadzenie dopiero po ataku Plamena Konstantinowa w połowie partii. Zaskoczeni takim obrotem sprawy siatkarze Iskry zaczęli popełniać błędy. Po drugiej stronie siatki dobrze funkcjonował przede wszystkim blok, który zatrzymywał mało precyzyjne ataki Rosjan. Wydawało się, że goście nieco zlekceważyli drużynę z Jastrzębia i ponieśli za to karę.

- Wygrana pierwszego seta mocno nas podbudowała - przyznał później Łukasz Kadziewicz, ale po drugim secie był już remis. W trzecim secie siatkarze Iskry mieli problemy z przyjęciem zagrywki i przewaga gospodarzy bardzo szybko rosła (8:4, 14:7, 17:7, 20:8). Grupa kibiców Iskry, która jechała na ten mecz autobusem dwa dni i głośno dopingowała swoją drużynę, nagle zamilkła. Bezradny był nie tylko Kazakow, ale także najlepszy w ich zespole Paweł Abramow. Goście pokazali jednak klasę, odrobili stratę i liczyli, że przechylą szalę zwycięstwa na swoją stronę w tie-breaku. Na to samo liczyli także gospodarze. Udało się to jednak dokonać drużynie z Jastrzębia, a duża w tym zasługa kapitalnie grającego w tym secie Konstantinowa. Iskra została zgaszona.

- Szkoda, że nie udało się wygrać 3:1, bo była taka szansa - żalił się Bułgar. - Nie wszystko stracone, w rewanżu tanio skóry nie sprzedamy - zapowiadał Konstantinow.

Kilka dni później Konstatinow i jego koledzy nie popisali się i o występie na Torwarze w Pucharze Polski chcieliby z pewnością jak najszybciej zapomnieć. W półfinale ich rywalem była rewelacyjnie spisująca się i nie mająca sobie równych na krajowych parkietach Skra Bełchatów. W pierwszym secie Skra potwierdziła swój prymat, ale w drugim górą była drużyna z Jastrzębia. Prowadziła 6:1, a później 8:3 i choć Skra dochodziła rywali, następne dwie, trzy akcje należały do drużyny z Jastrzębia. Dobrze w bloku spisywał się Kadziewicz, zatrzymując blokiem dwie akcje rywali i set w efekcie kończy się zwycięstwem Jastrzębskiego Węgla 25:20. Kto jednak liczył, że w tym momencie gra nabierze rumieńców i podrażniona Skra oraz rozochocone Jastrzębie stworzy dobre widowisko srodze się rozczarował. Dwa następne sety należały już zdecydowanie do bełchatowian, a podopieczni trenera Prielożnego stanowili tylko tło.

- Jest nam przykro, że zagraliśmy tak słabo - przyznał Jakub Bednaruk.

- W tej drużynie coś niedobrego się dzieje - proroczo wyznał były reprezentant Polski i były trener reprezentacji Ryszard Bosek.

I rzeczywiście coś niedobrego działo się z zespołem Jastrzębskiego Węgla, który sromotnie przegrał rewanżowy mecz z Iskrą w Odincowie. W ten sposób dwa z trzech głównych celów postawionych przed drużyną - awans do finału Pucharu CEV i zdobycie Pucharu Polski - nie zostały osiągnięte. Pozostał ten trzeci: awans do finału play off w naszej lidze.

Święta upłynęły w Jastrzębiu spokojnie. W ostatni dzień roku Zarząd Jastrzębskiego Węgla po analizie wyników siatkarzy w pierwszej rundzie postanowił, za porozumieniem stron, rozwiązać umowę z trenerem Igorem Prielożnym. Słowak nie krył zdziwienia decyzją działaczy.

- Przecież ustaliliśmy plany działania na trzy lata, a oni nie wytrzymali presji i zerwali go po ośmiu miesiącach - żalił się Słowak.

Na nowego szkoleniowca siatkarze Jastrzębskiego Węgla nie czekali. Został nim Ryszard Bosek. Nowy zespół nie stanowił dla niego wielkiej niewiadomej, bo były olimpijczyk i trener naszej reprezentacji często gościł na trybunach, gdzie przyglądał się nie tylko grze swojego zięcia Przemysława Michalczyka.

- Czasu do namysłu nie miałem dużo, trzeba było się zdecydować - przyznał nowy trener Jastrzębskiego Węgla. - Pracy nie brakuje, trzeba odbudować zespół psychicznie, bo grać przecież ci zawodnicy potrafią.

Bosek na trenerską ławkę powrócił po 5 latach. Powrót nie był szczęśliwy. Jego podopieczni przegrali, sprawiając wielką niespodziankę, w Rzeszowie z Resovią. Wydawało się, że kryzys dotknął zespół na dłużej. Nowy trener wziął się jednak ostro do pracy. W następnej kolejce pokonał jedną z najsłabszych drużyn Polską Energię Sosnowiec. Na prawdziwą próbę trzeba będzie jednak jeszcze poczekać.

Leszek Jaźwiecki

Wróć do czytelni