Magazyn Siatkówka | 13 wrzesień 2006
* Pokazana okładka tytułu jest aktualną okładką tytułu Magazyn Siatkówka. Kiosk24.pl nie gwarantuje, że czytany artykuł pochodzi z numeru, którego okładka jest prezentowana.
Paweł Zagumny, urodził się już siatkarzem - syn Lecha, siatkarza, trenera i mamy, Anny Dybcio (panieńskie nazwisko byłej reprezentantki Polski), po prostu nie miał innego wyjścia, musiał przejąć rodzinną pałeczkę i podtrzymać te wspaniałe tradycje.
W MKS MDK Warszawa stawiał pierwsze kroki w swoim fachu, rzemiosła uczył go trener Krzysztof Zimnicki. W stołecznym klubie wywalczył w 1995 roku mistrzostwo kraju, jako junior młodszy, już wtedy został wybrany najlepszym rozgrywającym. Równocześnie grał pod okiem taty w warszawskiej Politechnice. Miał wtedy zaledwie 15 lat, dwa lata później debiutował w pierwszej lidze. Mając 18 wiosen pojechał na igrzyska olimpijskie w Atlancie (1996). Dla swojego taty, Lecha i nie tylko dla niego, jest najlepszym obecnie polskim rozgrywającym.
Talent Pawła został szybko zauważony. W sezonie 1995-1996 został siatkarzem Czarnych Radom, klubowych barw bronił przez trzy sezony. Potem los rzucił go do Bosmana Morze Szczecin. W tym mieście pozostał do roku 2000. Kolejny przystanek, to już włoska Serie A i Edilbasso Padwa. - Gra z najlepszymi na świecie to było dla mnie wielkie wyróżnienie. W Serie A wszystkie mecze, tak naprawdę stoją na bardzo wysokim poziomie. Cieszę się, że mogłem tam spędzić trzy lata, wiele się przez ten okres nauczyłem i zdobyłem ogromne doświadczenie, które teraz procentuje - powiedział Paweł Zagumny.
Mógł grać za granicą, propozycji nie brakowało, ale w 2003 roku zdecydował się na powrót do kraju, od tamtego czasu jego przystanią stał się PZU AZS Olsztyn. Z drużyną wywalczył srebro i brąz MP.
- Chyba dobrze się czujesz w Olsztynie?
- Tak, to fajne siatkarskie miasto.
- Zmienił się Wam trener, od nowego sezonu będziecie pracować z Ireneuszem Mazurem. Jakie masz z nim układy?
- Dobre, współpracę z nim wspominam miło, przecież zdobyliśmy razem mistrzostwo świata juniorów w Bahrajnie, takich chwil się nie zapomina. Choć wiele się zmieniło od tamtego czasu.
- Zdobędziecie w końcu ten wymarzony złoty medal MP?
- Takich deklaracji nikt nie może złożyć. Łatwo nie będzie.
- Dlaczego?
- Cała czołówka wzmacnia się ostro, a my nie bardzo, za długo czekamy z zakupami. Może przez to nie być takiej presji na wynik, ale wiadomo chciałoby się zawiesić na szyi złoty medal. Nie znam takiego, kto o tym nie myśli. Tylko może nie być po temu odpowiedniego składu. Konstantinow co prawda odszedł, ale do Jastrzębia doszedł Dawid Murek, jak będzie zdrowy to jest to silny punkt. Częstochowa się wzmocniła, zobaczymy jak będzie wyglądała Skra, ale walka zapowiada się ciekawie.
- A jak oceniasz szansę Politechniki?
- Zakupy poczyniła niezłe. Na miejsce piąte, skład mają z pewnością, ale czy coś więcej, może... Będzie groźna, trzeba będzie się z nią liczyć.
- Miałeś mały urlop przed kadrą?
- Nie taki mały, cały miesiąc odpoczywałem z żoną i córeczką, trzeba było na zapas się sobą nacieszyć, bo teraz na to nie będzie czasu.
- Twoja ocena tych wszystkich miesięcy przepracowanych z trenerem Raulem Lozano?
- Na pewno wprowadził coś innego, niż to, co było do tej pory. Ma inne spojrzenie na siatkówkę, niż trenerzy, którzy do tej pory z nami trenowali. Miał sukcesy w siatkówce klubowej we Włoszech i po tym jak z nami pracuje, czujemy, że możemy mu ufać. Ma u nas autorytet. Z komunikacją też jest coraz lepiej, przybywa graczy, którzy znają włoski. Jak ktoś czegoś nie rozumie, to zaraz inny mu podpowie. Nie ma problemu.
- Jaka jest atmosfera w zespole?
- Dobra, jak na razie (śmiech Pawła). Jeszcze nie zaczęliśmy prawdziwego grania, czeka nas to za chwilę, ale jak do tej pory wszystko układa się jak najlepiej. Przed nami wiele wspólnych miesięcy, jakieś kryzysy zawsze mogą się przytrafić, tego się nie da uniknąć, ale trzeba sobie z tym szybko radzić.
- W Memoriale Wagnera zagrałeś w tych najważniejszych meczach, czy to oznacza, że pierwszy rozgrywający, to Paweł Zagumny?
- Fakt, na razie gram ja, a co będzie dalej, to zobaczymy. Myślę, że po meczach towarzyskich w Kanadzie i po pierwszych spotkaniach w Lidze Światowej, trener Lozano podejmie decyzję, komu powierzy pierwszeństwo. Wiadomo, że ten kto zostanie liderem, będzie grał praktycznie całą Ligę Światową. Ja ze swojej strony mogę obiecać tylko ciężką pracę. Marzy mi się dobry wynik i sukces.
- Uważasz się za pechowca?
- Różnie, różnie, ale można tak powiedzieć, że jestem pechowcem. Taki jest sport, każdy jest na to narażony. Najgorsze, że mnie to się przydarza przed ważnymi imprezami. Myśli o tym wracają, ale staram się je oddalać od siebie. Rozpamiętywanie niczego tu nie zmieni.
- Korzystałeś z rad nowej pani psycholog?
- Na razie są spotkania ogólne, nie ma sesji indywidualnych. Być może trzeba będzie kiedyś skorzystać. Jest z Krakowa, miała kontakt już ze sportowcami, zna się na rzeczy, ma doświadczenie. Nie pracowała w środowisku siatkarskim, więc poznajemy się nawzajem. Ktoś chyba już korzystał z jej porad, ale ja, osobiście jeszcze się tym nie interesowałem.
- Nie Kuba, a Kanada sprawiła Wam najwięcej problemów w Olsztynie, podczas IV Memoriału Huberta Wagnera.
- Tak, po cichu spodziewałem się tego. Mają wyrównany skład, praktycznie wszyscy grają gdzieś w Europie, nabierają doświadczenia i umiejętności i trzeba się z nimi liczyć. Dobrze, że mogliśmy się z nimi zmierzyć. Lepiej, że gramy z Kanadą, niż z Norwegią, czy Egiptem.
- Podobno Grecja i Holandia chciała przyjechać do Polski w najsilniejszym swoim zestawieniu, wiesz coś o tym?
- Niestety, to nie zależy od nas, kto przyjeżdża i gra tu z nami. Pewnie, że chodzi o to by byli silni rywale, ale może już nie było miejsc, organizatorzy podpisują wcześniej umowy. Włosi też mieli przysłać silniejszą ekipę, a przyjechało zaplecze. Kuba to zawsze silny i wymagający rywal, mieli słabszy dzień w finale, zagrali gorzej, niż tego oczekiwaliśmy, a my się cieszymy, że mogliśmy ich tak pewnie pokonać. Grają tym samym składem, odegraliśmy się nieco na porażce z ubiegłego roku, z meczu o trzecie miejsce w finale Ligi Światowej.
- Poruszyłeś temat Ligi Światowej. Powiedz jaki jest cel drużyny narodowej w tej edycji?
- Wyjście z grupy, o to będziemy walczyć. Zależy nam na zagraniu w turnieju finałowym w Moskwie. Po to, tak ciężko trenujemy, aby wygrywać. Grupa jest bardzo silna, silniejsza niż w ubiegłym roku, ale przed mistrzostwami świata trzeba grać z najlepszymi i dobrze, że przeciwnik jest tak wymagający, to będzie dla nas super przetarcie przed tym co najważniejsze. Nie będziemy się oglądać na dzikie karty, sami musimy zapracować na awans, wtedy radość będzie największa.
- I większe pieniądze.
- Oczywiście, że tak, to też się liczy, przecież to nasza praca i za nią otrzymujemy wynagrodzenie.
- Zdrowotnie wszystko u Ciebie w porządku?
- (śmiech Pawła) Jak się trenuje, to zawsze coś boli, jak się nic nie robi, to jest dobrze. Poważnie, jest ok. Nie chcę zapeszyć...
- Presja pomaga, czy przeszkadza?
- To różnie, jednych wzmacnia, innych paraliżuje, ale trzeba sobie z tym radzić. Wszyscy chcą grać i wygrywać, i tego nam nikt nie ułatwi. Jest szansa na sukces w tym roku, jestem dobrej myśli, oby tylko było zdrowie. Stać nas na dobry wynik, ale sport ma to do siebie, że niczego nie da się do końca przewidzieć, tak jak i w życiu...
- Nie będzie za mało grania do MŚ?
- Nie, przecież gramy mecze towarzyskie, Memoriał Wagnera, teraz ciężkie spotkania w Lidze Światowej, liczymy też na spotkania w finale w Moskwie, a przed samymi MŚ na pewno zagramy jakieś mecze kontrolne. Uważam, że to wystarczy.
- Twoje marzenie?
- Medal na MŚ. Stać nas na to. Wygrywamy przecież z całą czołówką, czas tego dokonać na liczących się imprezach, w końcu niech się nas zaczną bać...
Myślę, że pod tymi słowami możemy podpisać się wszyscy - pod pojęciem wszyscy - mam na uwadze tych, którzy od lat dobrze życzą naszym chłopakom i trzymają za nich kciuki i marzą, że to w Japonii po 30 latach zabrzmi ponownie Mazurek Dąbrowskiego... aż mi ciarki po plecach przechodzą, gdy sobie o tym pomyślę, a serce zaczyna walić jak nieprzytomne... Tak bardzo chcemy doczekać tej chwili.
Pamiętam moją luźną rozmowę z Pawłem podczas ubiegłorocznego turnieju finałowego Ligi Światowej w Belgradzie, kiedy powiedział mi, że te ważne mecze oni, zawodnicy przeżywają bardzo, emocje i nerwy są nie do opisania. Ja mu powiedziałam, że my, dziennikarze, też obok takich ważnych potyczek nie możemy przejść obojętnie. Tak - odpowiedział, ale my po przegranej musimy z tym żyć, a Wy wypijecie lampkę wina i już jest z Wami lepiej.
...Oj, Paweł, nie do końca...
Reprezentacja Polski w pięknym stylu pokonała Stany Zjednoczone w obu wyjazdowych meczach (3:1, 3:1), które podopieczni trenera Raula Lozano rozegrali w Salt Lake City w LŚ. Paweł Zagumny rozegrał w całości oba spotkania. - Nie popadajmy w hura optymizm, to dopiero początek, ale muszę przyznać, że wygląda to nieźle. Obiecujemy walkę do końca, zależy nam bardzo na grze w turnieju finałowym - powiedział Paweł w telewizyjnej wypowiedzi.
Małgorzata Gotowiec