Gazeta Rycerska | 02 sierpień 2006
* Pokazana okładka tytułu jest aktualną okładką tytułu Gazeta Rycerska. Kiosk24.pl nie gwarantuje, że czytany artykuł pochodzi z numeru, którego okładka jest prezentowana.
7 listopada 1571 roku na wodach zatoki Patras u wybrzeży Grecji zmierzyły się eskadry wojenne Wysokiej Porty i Ligi Świętej. Flota Turcji, największego wówczas mocarstwa islamskiego, stanęła naprzeciw połączonym siłom łacińskiej Europy. Brutalna i krwawa bitwa przyniosła oszałamiający sukces armadzie katolickiej. Zwycięstwo było tak wielkie i bezdyskusyjne, że wielu uznało je za cud. Europa raz jeszcze uniknęła islamskiego zagrożenia...
Imperium atakuje
Państwo Turków Osmańskich zdobyło pozycję mocarstwa już w wieku XIV, kiedy to dokonał się podbój krajów bałkańskich. Po krwawej rzezi wojsk chrześcijańskich na Kosowym Polu (1389 r.), Turcja uzyskała panowanie nad Serbią i strategicznie zagroziła Węgrom. W roku 1444 antyturecka krucjata Władysława Jagiellończyka zakończyła się straszliwą porażką pod bułgarską Warną. Najważniejszym jednak kierunkiem ekspansji tureckiej stało się Bizancjum. Konstantynopol upadł w roku 1453. Sułtanowie tureccy, rezydujący w dawnej stolicy Cesarstwa Wschodniego, przyjęli wraz z nową siedzibą imperialny sposób postrzegania świata. Jako kontynuatorzy idei uniwersalistycznych, poczuwali się do obowiązku szerzenia islamu poprzez podbój ziem "giaurów”. Głównym strategicznym celem ataku miały być papieski Rzym i cesarski Wiedeń. Należy jednak pamiętać, że Turcja była także - a może przede wszystkim - potęgą morską. Panowanie nad Morzem Śródziemnym dawało nie tylko przewagę strategiczną, ale także olbrzymie korzyści ekonomiczne, ponieważ lwia część handlu międzynarodowego dokonywała się właśnie drogą morską. Decydujące o losach rywalizacji islamsko-katolickiej starcia, przypadły na wiek XVI. Stroną atakującą byli Turcy. Trwająca od dziesięcioleci walka z Wenecją zakończyła się zawartym w 1503 r. pokojem, narzucającym wyczerpanej Republice św. Marka surowe warunki. Sułtan Bajezyd II miał wówczas powiedzieć delegatom weneckim: "Dotychczas wy byliście poślubieni morzu. Teraz należy ono do mnie." Błyskotliwa kampania przeciwko Mamelukom, zakończona w 1517 r. zdobyciem Syrii i Egiptu, przyniosła tureckim władcom nie tylko bogate prowincje, ale także strategiczne bazy morskie i - co najważniejsze - tytuł kalifa, czyli naczelnego zwierzchnika wszystkich wyznawców islamu. Dzięki temu walki z krajami chrześcijańskimi uzyskały oficjalnie charakteru dżihadu. Twierdza joannitów, Rodos, skapitulowała po sześciomiesięcznym oblężeniu w roku 1522. Rycerze świętego Jana przenieśli się na Maltę, gdzie kosztem ogromnych nakładów wybudowali potężne fortyfikacje, słusznie spodziewając się kolejnego ataku. W roku 1526 dzięki zwycięstwu nad Węgrami pod Mohaczem, Sulejman Wspaniały otworzył swoim wojskom drogę do szturmu na Wiedeń. Stolica cesarska, zaatakowana w 1529 r. obroniła się wprawdzie, ale trwoga ogarnęła wszystkie kraje habsburskie, nie omijając Śląska. Spóźniona (1541 r.) próba strategicznego kontrataku na Algier, podjęta przez władcę Hiszpanii Karola V zakończyła się fiaskiem z powodu niesprzyjającej pogody. Ciężki sztorm zmusił eskadrę katolicką do odwrotu pomimo sukcesów w walkach. Warto wiedzieć, że w tej niefortunnej operacji desantowej brali udział dwaj ochotnicy z Polski: Mikołaj Oleśnicki i Stanisław Warmiński.
Wreszcie w roku 1560 nadeszło apogeum tureckiej potęgi na morzach: zwycięstwo nad flotą hiszpańską, która usiłowała opanować tunezyjską wyspę Dżerbę. Wielki triumf eskadr spod znaku półksiężyca oznaczał ostateczne przypieczętowanie tureckiego panowania na wodach śródziemnomorskich. Teraz jedyną przeszkodą dla swobody żeglugi, zapewniającej sułtanom gigantyczne zyski handlowe, pozostała Malta. Aby skruszyć ten ostatni punkt oporu, Turcy zmobilizowali w roku 1565 siły godne prawdziwego mocarstwa. Na podbój skalistego archipelagu wyruszyło blisko 400 jednostek morskich, przewożących blisko 30 tys. żołnierzy, w tym elitarny korpus janczarów. Siły obrońców nie przekraczały zapewne 6-7 tys. ludzi, w tym 460 ochotników z krajów katolickich oraz 507 kawalerów maltańskich. Byli wśród nich także Polacy. W źródłach zachowały się nazwiska jedynie dwóch: Prokopa Odrowąż-Pieniążka i Szymona Poraj-Łatkowskiego. Komendantem obrońców został Jean Parisot de La Valetta. Ogromnym atutem obrońców były silne fortyfikacje. Rdzeń umocnień stanowiły zamki San Elmo, San Angelo i San Michele. Turecki desant opanował dogodny przyczółek i w maju 1565 r. rozpoczęło się oblężenie. Napastnicy wierzyli w przewagę liczebną. Kosztem ogromnych strat (do kilku tysięcy poległych) po blisko miesiącu szturmów opanowali zamek San Elmo. Dowódca oblężenia, Lala Pasza miał podobno tak podsumować kosztowny sukces swoich żołnierzy: "Ile będzie kosztować ojciec (główne umocnienia), gdy dziecię (San Elmo) tak drogo nas kosztowało?” Mimo to nakazał kolejny szturm, tym razem na zamek San Michele. Silna artyleria maltańska zadała Turkom poważne straty i zadecydowała o odparciu natarcia. Decydujący bój stoczony został 18 sierpnia. Napastnicy zdołali wysadzić jeden z bastionów i wtargnęli do wnętrza twierdzy. W krytycznej chwili Jean de La Valetta osobiście poprowadził odwód obrońców do kontrataku i wyparł Turków poza mury zamku. Morale wojowników spod znaku półksiężyca uległo załamaniu. Oblężenie wprawdzie trwało nadal, ale żołnierzom sułtańskim zaczynało brakować żywności. Tymczasem z portów włoskich wypłynęła odsiecz, która dotarła na miejsce 10 września. Już pierwsze starcie świeżych sił katolickich z wyczerpanymi Turkami przyniosło rozstrzygnięcie. 13 września 1565 r. nieprzyjaciel wycofał się z Malty, pod murami której pozostawił tysiące poległych i - co najistotniejsze - mit o niezwyciężonej armii i flocie tureckiej.
Europa gromadzi siły
Euforia, która ogarnęła kraje katolickie po odparciu armii sułtańskiej spod murów Malty, przesłoniła fakt, że obrońcom z najwyższym trudem udało się przetrwać oblężenie. Flota i armia Wysokiej Porty były wciąż bardzo groźne. Natomiast następca Sulejmana Wspaniałego, Selim II wyraźnie nie odziedziczył po ojcu politycznych i militarnych zdolności. Według listów weneckiego dyplomaty był "podobny raczej do jakiegoś dziwadła, aniżeli do człowieka, na posiedzeniach Dywanu (rady sułtańskiej - przyp. Autora) zjawiał się rzadko, a jeszcze rzadziej włączał się do spraw państwowych. Zazwyczaj był pijany już od wczesnego ranka." Według kronikarzy tureckich nowy władca był natomiast pogodny, życzliwy ludziom i miłosierny dla ubogich, a przy tym bardzo ambitny. Chcąc dorównać sławie poprzednika postanowił zaatakować Cypr, ważną posiadłość Republiki Weneckiej. Z najwyższych dostojników Wysokiej Porty jedynie wielki wezyr Mehmet pasza Sokolović był przeciwny wojnie z Wenecją, gdyż słusznie wskazywał na groźbę powstania antytureckiej koalicji państw Zachodu. Przeważyły jednak ambicje władcy i chęć odwetu za porażkę na Malcie.
W kwietniu 1570 r. flota turecka wyruszyła na Cypr, a we wrześniu padła Nikozja. Obrońcy Cypru pomimo bolesnej porażki umocnili się w twierdzy Famagusta. Ogromne siły tureckie, liczące podobno aż 250 tys. ludzi, obległy miasto i ostrzeliwały umocnienia. Walki trwały aż do sierpnia 1571 roku. Wyczerpani obrońcy skapitulowali na zasadach honorowych, jednak rozwścieczeni ogromnymi stratami podczas oblężenia (około 80 tys. poległych) Turcy zmasakrowali garnizon i ludność miasta. Komendant twierdzy, Antoni Bragadino, został stracony po okrutnych torturach, których zwieńczeniem było obdarcie nieszczęśnika ze skóry. To makabryczne "trofeum” wyprawiono i wysłano do Stambułu jako symbol zwycięstwa. W krajach katolickich wieści o bestialstwie Turków przyczyniły się do chęci odwetu za tę i wcześniejsze klęski. Łacińska Europa zrozumiała, że należy zapomnieć (przynajmniej chwilowo) o wzajemnych urazach i zewrzeć szyki, aby losu Famagusty nie zaznały inne miasta. Sercem i mózgiem sojuszu był charyzmatyczny papież Pius V (1566-1572). Jeszcze jako Antonio Ghislieri, pochodzący z ubogiego mieszczaństwa mnich dominikański imponował zarówno ascetycznym stylem życia, jak i nieprzejednaną postawą wobec protestantów i heretyków, których ścigał stojąc na czele inkwizycji jako jej komisarz generalny. Zasłynął też jako reformator Kurii Rzymskiej i wykonawca postanowień Soboru Trydenckiego. Nie pobłażał jednak również księżom, którzy nie starali się żyć według wskazówek ewangelicznych. Był także wielkim propagatorem modlitwy różańcowej i kultu maryjnego. Po śmierci Piusa IV konklawe wyniosło go do godności następcy św. Piotra. Najwyższy możliwy zaszczyt nie zmienił stylu życia kardynała Ghislieriego. Według współczesnych opinii "lud popadał w uniesienie, gdy widział Piusa kroczącego pośród procesji boso i bez nakrycia głowy, z długą śnieżnobiałą brodą i nieskazitelnym wyrazem najszczerszej pobożności na obliczu. Uważano, że nigdy nie było jeszcze tak pobożnego papieża, mówiono, że sam jego widok mógłby nawrócić protestantów. Przy tym był on człowiekiem dobrotliwym i ludzkim.” Pius V zainicjował powstanie Ligi Świętej, sojuszu państw katolickiej Europy przeciwko islamskiej Turcji. Głównym filarem przymierza stała się Hiszpania, władana od 1556 r. przez Filipa II Habsburga, syna cesarza Karola V. Król hiszpański znany był jako człowiek ponury, powolny w mowie i gestach, dewocyjnie wręcz pobożny, a przy tym podejrzliwy i bezkompromisowy. Jako gorliwy wróg protestantyzmu i Francji nie wierzył w sens powołania Ligi Świętej, wskazując na wzajemne antagonizmy największych krajów Europy. I rzeczywiście. Na wezwanie Rzymu, poza Hiszpanią, odpowiedziały śmiertelnie zagrożone przez Turków Wenecja, Genua i Malta. Cesarz nie chciał, a zapewne także nie mógł, pozwolić sobie na zerwanie świeżo zawartego pokoju z Turcją. Francja, tradycyjnie wroga Habsburgom i nękana wojnami religijnymi, uchyliła się od udziału w sojuszu. Polska, pozostająca pod panowaniem Zygmunta Augusta, nieszczęśliwego i schorowanego króla, nie dysponowała odpowiednio wysokimi dochodami, by angażować się w kosztowną wojnę. Zresztą, dyplomacja papieska popełniła poważny błąd, zwracając się także do Iwana IV Groźnego z prośbą o pomoc. Dla Polski był to bolesny policzek. Oczywiście Moskwa nie poparła Ligi ani materialnie, ani militarnie. Cóż, "Ostpolitik” Zachodu zwykle przynosiła korzyść tylko Kremlowi...
Podczas gdy Turcy oblegali fortece Cypru, Liga Święta zbierała siły. Naczelnym wodzem oddziałów katolickich został Don Juan de Austria (1547-1578), przyrodni brat króla Filipa II. Wychowany na dworze syn cesarza z nieprawego łoża był całkowitym przeciwieństwem swojego koronowanego brata. Radosny, choć porywczy, przystojny młodzieniec nie gardzący uciechami stołu i łoża (stał się pierwowzorem najsłynniejszego literackiego uwodziciela) był także odważnym - i mimo młodego wieku - doświadczonym dowódcą. Latem 1571 roku wyruszał z Barcelony po triumf, który przyniósł mu poczesne miejsce w dziejach Europy. Pod swoją komendą Don Juan zgromadził w sycylijskiej Messynie 316 okrętów, z których w walce uczestniczyć mogło 6 silnie uzbrojonych w działa galeasów i 209 galer z 12 tysiącami marynarzy i 43 tysiącami wioślarzy, przewożących około 25 tysięcy żołnierzy. Oprócz znakomitej piechoty hiszpańskiej i weneckiej w szeregach Ligi było także kilka tysięcy ochotników z wielu krajów Europy. Nie można wykluczyć, że wśród nich znaleźli się także Polacy. Najsłynniejszym z żołnierzy miał jednak zostać Miguel de Cervantes Saavedra, klasyk literatury hiszpańskiej. Warto także pamiętać, że najliczniejszą część sił katolickich stanowili wioślarze. Na Morzu Śródziemnym podstawowym okrętem bojowym, i to po obu stronach, była wówczas galera, napędzana przede wszystkim siłą mięśni wioślarzy. Żagle służyły jedynie jako napęd pomocniczy. Po stronie Ligi na ławach galerniczych zasiadali wolni ochotnicy liczący na łupy i żołd, skazańcy chrześcijańscy (tym obiecano wolność po zwycięstwie) oraz jeńcy muzułmańscy, dla których jedyną szansą była możliwość odbicia przez współwyznawców. We flocie tureckiej do wioseł przykuwano przede wszystkim chrześcijańskich niewolników. Ilu było wśród nich Polaków? Tego najpewniej nigdy nie uda się ustalić...
Wojska Ligi Świętej, które 15 września wyruszyły na poszukiwanie nieprzyjaciela, były bardzo dobrze wyposażone. Okręty uzbrojone były w sumie w 1815 armat. Głównym atutem katolickiej piechoty była broń palna - muszkiety, arkebuzy i pistolety, a każda galera dysponowała baterią kilku dział. Sześć najpotężniejszych okrętów (galeasów) stanowiło rodzaj pływających działobitni, liczących od 40 do 60 armat. Były wśród nich także najcięższe działa morskie ówczesnego świata - sześćdziesięciofuntówki, zdolne do przebicia nawet najgrubszych burt i pokładów z dystansu wykluczającego odwet atakowanych. Flota turecka, pośpiesznie zbierana w porcie Lepanto u wejścia do Zatoki Korynckiej, składała się z około 230 okrętów z 750 armatami. Tureckie galery były mniejsze i zwrotniejsze, jednak słabiej uzbrojone. Załogi ich liczyły ok. 13 tysięcy marynarzy, 34 tysiące żołnierzy i 41 tysięcy wioślarzy. Turecka piechota morska praktycznie nie posiadała broni palnej, jedynie kilkutysięczny korpus janczarski używał specyficznych muszkietów ("janczarek”), reszta żołnierzy wyposażona była w łuki i broń białą. W przeciwieństwie do armady katolickiej, świeżo zaopatrzonej i wypoczętej, flota sułtańska miała za sobą kilkumiesięczny sezon. Zapasy były na wyczerpaniu, a załogi i znaczna część żołnierzy nękały choroby. Wielonarodowa mozaika poddanych sułtana ożywiana była wiarą w kolejne zwycięstwo nad giaurami, bo przecież inaczej być nie mogło...
Triumf i tragedia
Rankiem, 7 listopada 1571 roku, największe floty ówczesnego świata niespodziewanie dla obu stron spotkały się niedaleko kotwicowiska w Lepanto. Zwołana pośpiesznie na pokładzie flagowego okrętu "Real di Spagna” rada wojenna zakończyła debaty po wystąpieniu Don Juana, który powiedział: "Panowie, czas narad się skończył, nadszedł czas bitwy.” Klamka zapadła. Naczelny wódz szybko podyktował rozkaz-odezwę do załóg okrętów: "Przybyliście tu, by walczyć za Święty Krzyż, zwyciężyć albo zginąć! Czy macie dziś jednak zwyciężyć, czy zginąć - czyńcie swą powinność, a chwalebną nieśmiertelność sobie zyskacie!” Kapelani pokładowi odprawili wspólne modlitwy różańcowe i udzielili załogom absolucji "in articulo mortis” (w obliczu śmierci).
Wkrótce okręty zajęły ustalone miejsca w szyku. Flota podzielona była na trzy eskadry, nazwane od barwy proporców: "niebieską” w centrum (63 galery), "żółtą” na lewym skrzydle (53 galery) i "zieloną” na prawej flance (53 galery). Odwód stanowiła eskadra "biała” (30 galer), ustawiona wraz z okrętami pomocniczymi i transportowymi około mili za siłami głównymi. Ciasny akwen zatoki nie pozwalał na walkę manewrową, o wyniku bitwy zadecydować miała brutalna siła. Przed zwarty szyk eskadr, mierzący około 4 mil, wysunięta była grupa artyleryjska: 4 potężne galeasy, mające ogniem dział osłabić wroga przed nieuniknionym zwarciem. Ówczesna taktyka walki na morzu przewidywała bowiem przede wszystkim atak bezpośredni - uderzenie taranem w celu połamania wioseł i uszkodzenia kadłuba, a następnie abordaż - desant piechoty morskiej na pokład wroga i rozprawę z jego załogą w boju wręcz. Była to więc jak gdyby walka lądowa, toczona na "pływających wyspach” okrętów. Starożytna taktyka w połączeniu z nowoczesną bronią palną przyniosła przerażającą rzeź. Turcy dali się całkowicie zaskoczyć. Okręty Ligi dostrzeżono dopiero wtedy, gdy w szyku bojowym zbliżały się ku flocie sułtańskiej. W dodatku wiatr nieoczekiwanie zmienił kierunek i sprzyjał teraz eskadrom katolickim. Około godziny 9.30 galeasy Ligi otworzyły gwałtowny ogień w kierunku nieprzyjaciela, zadając mu ciężkie straty. Doszło do walki galer. W bitewnym zamieszaniu szczęście sprzyjało Lidze. Bezpośrednio starły się oba okręty flagowe. Galera turecka zdołała trafić okręt Don Juana taranem, jednak w bezpośredniej walce janczarzy ulegli sardyńskim piechurom. Od kuli z muszkietu padł admirał Ali Pasza. Jego głowę przynieśli Don Juanowi zwycięzcy Hiszpanie. Utrata zarazem naczelnego dowódcy i okrętu flagowego załamała Turków. Tymczasem na pokładach sczepionych galer trwała bezlitosna bitwa. Pięciogodzinna masakra zakończyła się miażdżącą porażką floty sułtańskiej. Poległo, wg różnych obliczeń, od kilkunastu do 30 tysięcy Turków, zatopiono 80 galer, a zdobyto 117. Wśród łupów znalazło się blisko 200 tysięcy dukatów z kas okrętowych, 274 działa, a co najważniejsze, z galerniczych okowów uwolniono 15 tysięcy chrześcijańskich niewolników. Pod stopy Don Juana rzucono także wielka banderę kapudan-paszy, do niedawna symbol niezwyciężonej potęgi osmańskiej. Straty Ligi, choć bolesne, były dużo mniejsze. Poległo ponad 7 tys. żołnierzy i marynarzy oraz zbliżona liczba wioślarzy. Rany odniosło blisko 8 tys. ludzi, w tym sam Don Juan de Austria i Miguel Cervantes. Utracono 15 galer.
Podobno w tym samym czasie, gdy nad okrętem flagowym rozwinięto banderę bojową Ligi Świętej, Pius V doznał w trakcie modlitwy w intencji floty proroczej wizji. Ujrzał zwycięstwo sił katolickich. Obwieścił natychmiast radosną nowinę, która potwierdzona została dopiero po dwóch tygodniach, gdy do Rzymu dotarł pierwszy kurier od Don Juana. Z woli papieża 7 listopada stał się świętem Matki Boskiej Różańcowej "za sprawą której cudownie pokonani zostali niewierni”.
Początek końca imperium Osmanów?
Najkrwawsza w dziejach bitwa morska, jaką było starcie pod Lepanto, nie przyniosła strategicznego triumfu Ligi Świętej. Sułtan Selim II na wieść o porażce miał powiedzieć z właściwą sobie niefrasobliwością: "Pod Lepanto chrześcijanie mnie ogolili, na Cyprze ja odciąłem im rękę. Moja broda odrośnie.” I rzeczywiście. Wkrótce wybudowano nowe okręty, Liga Święta rozpadła się, Cypr pozostał w rękach Turcji na kilka stuleci. Europa uwierzyła jednak we własne siły. "Chrześcijaństwo nie mogło uwierzyć we własne szczęście.” Nawet w tradycyjnie wrogich Papiestwu krajach protestanckich zapanowała radość. Od tej pory potęga Porty Ottomańskiej już tylko słabła...
Piotr Galik