Czytelnia Kiosk24.pl

Wywiad miesiąca - Krzysztof Ignaczak - Człowiek od czarnej roboty (numer 04/2006)

Magazyn Siatkówka | 18 lipiec 2006


Magazyn Siatkówka

Zamów prenumeratę tego tytułu

* Pokazana okładka tytułu jest aktualną okładką tytułu Magazyn Siatkówka. Kiosk24.pl nie gwarantuje, że czytany artykuł pochodzi z numeru, którego okładka jest prezentowana.

Krzysztof Ignaczak w maju skończy 28 lat. Najlepszy polski libero obronił wraz ze swoją drużyną BOT Skrą Bełchatów Puchar Polski, awansował do grona najlepszych sześciu zespołów Starego Kontynentu w elitarnej Lidze Mistrzów. Ostatnim wyzwaniem w tym sezonie dla popularnego "Igły” jest obrona mistrzostwa Polski, a następnie powrót do reprezentacji - jak nam mówi, ma nadzieję, że swoją postawą i skuteczną grą w sezonie 2005/2006 zwrócił uwagę trenera Raula Lozano i że selekcjoner ponownie da mu przepustkę do drużyny narodowej. Na co dzień Krzysiek jest szczęśliwym mężem i ojcem Sebastiana, który jest "oczkiem w głowie” taty.

- Liga Mistrzów się dla Was skończyła, jak ją podsumujesz i ocenisz?
- W Bełchatowie zbudowano ciekawy zespół, takie pomieszanie młodości z rutyną i doświadczeniem, a z tego wyszła mieszanka wybuchowa. Zaprezentowaliśmy się według mojej opinii bardzo dobrze. Wywalczyliśmy drugie miejsce dla polskiego zespołu w Lidze Mistrzów na kolejny sezon. Pożegnaliśmy się z tymi rozgrywkami w dobrym stylu. Ostatnie nasze drużyny to już najwyższa półka - cieszę się, że mieliśmy przyjemność zagrać z nimi, skonfrontować nasze siły i wstydu nie przynieśliśmy. Z tych spotkań wyciągniemy wnioski i naukę na przyszłość, gdyż po to się gra by się cały czas uczyć. Zabrakło, może tego losowania, aby pierwszy mecz z Iraklisem został rozegrany u nas - można teraz gdybać. Jedno jest pewne, w dwumeczu Grecy okazali się od nas zdecydowanie lepsi. Pokazali nam w jakich elementach trzeba grać lepiej by wygrywać te najważniejsze boje o najwyższe stawki. Dla nas takie granie w LM to dodatkowy bagaż doświadczeń, którego nie da się wypracować grając i trenując w polskiej lidze. Były to mecze, które nas wiele nauczyły i tak to będziemy rozpatrywać i analizować. Mam nadzieję, że w kolejnej edycji tych prestiżowych rozgrywek dwie polskie drużyny spiszą się znakomicie, zaprezentują się równie dobrze jak my w tym roku. Zabrakło tego spełnienia, by awansować do wymarzonej czwórki, ale od pewnego czasu, droga i sam awans do finałowej czwórki jest trudniejszy - dawniej był o ten jeden dwumecz mniej. Cieszy nas nasza postawa i mogę śmiało powiedzieć, że ten sezon zapamiętamy jako udany w Lidze Mistrzów. Byliśmy przecież beniaminkiem.

- Co jest plusem Skry, a co jej minusem?
- Myślę, że w przyjęciu zagrywki stanowimy silny monolit, mało oddajemy piłek, chociaż zespoły takie jak Iraklis, które dysponują mocną zagrywką, pokazywały nam nasze braki - wskazywały gdzie i jak powinniśmy się dogrywać i co robić, żeby było jeszcze lepiej. Przyjęcie to nasza mocna strona. Trzeba pochwalić naszych dwóch bombardierów - Mariusza i Winiara, którzy ciągnęli tę grę, a do nich dołączał Benek i Radek w bloku. Mariusza i Winiara trzeba bardzo pochwalić, że trzymali się dzielnie, nie odpuszczali i spisali się wyśmienicie, ale oczywiście cały zespół zasługuje na pochwałę, bo grają przecież wszyscy. Nie można zapominać o ogromnym wkładzie w drużynę Krzyśka Stelmacha, który jak trzeba było to nas uspokajał - to była taka nasza ostoja - jego doświadczenie zostało wykorzystane w stu procentach. Myślę, że Andrzej też bardzo dobrze prowadził grę. Dla nas LM to było wielkie wyzwanie, któremu podołaliśmy. Nie skończył się jeszcze nasz sezon. Mamy też inne cele - obronić mistrzostwo Polski i na tym będziemy się teraz koncentrować. Nie zapominamy, ile dały nam dotychczasowe mecze, które rozegraliśmy w LM, to będzie procentować. Europejskie rozgrywki wzmocniły nas psychicznie i fizycznie.

- Myślisz, że najtrudniejszym meczem dla Was było spotkanie z Iraklisem?
- Trudno tak jednoznacznie stwierdzić. Ciężko porównać wagę tych spotkań. Bój z Iraklisem miał wielką stawkę, awans do czołowej czwórki, a mecze grupowe rządzą się swoimi prawami. Mnie się wydaje, że trudny był Iraklis, bo jest to drużyna posiadająca jedną z najmocniejszych zagrywek w tej edycji - wszyscy zawodnicy są wysoko w statystykach. Jest u nich 4-5 graczy z atomową zagrywką i co najważniejsze mało kiedy ją psują, to jest ogromny atut. To się odbija na grze rywala, który jest nękany tym serwisem.

- Czy Iraklis jest w stanie wygrać w tym roku Puchar Europy - wiadomo, że klub postawił im taki cel?
- Nie sądzę, wydaje mi się, że Włosi są głównym faworytem. Oni mogą mieć kryzys w lidze, ale są tak ograni w pucharach i tak doświadczeni, że to ich stawia wśród liderów. Wiedzą o co walczą. Z kim mogą się spotkać w finale? - Biełgoria też jest silna, ma dobry blok, atak, ciekawie to się zapowiada, a my będziemy trzymać kciuki za Iraklis - oni nas wyeliminowali, ich jak najdalsze dojście idzie na nasz plus (śmiech). Jak będą grali tak skutecznie zagrywką, będą popełniać mało błędów jak do tej pory, to mogą dojść do finału.

- Czy jest nadzieja, żeby Skra w tym samym składzie zagrała w przyszłym sezonie?
- Ciężko powiedzieć, jaki będzie skład w przyszłym roku. Mariusz i Michał z pewnością dostaną ogrom propozycji, które spadną na nich jak "grom z jasnego nieba”. W tak młodym wieku grają dojrzałą siatkówkę, grają bardzo dobrze i to z pewnością zostało w Europie zauważone - jeżdżą menedżerowie i obserwują - takie talenty zawsze zostaną zauważone. Jeżeli nam się uda ich zatrzymać i jeszcze wzmocnić to jesteśmy w stanie grać z tymi najlepszymi. Chciałbym żeby tak było, ale to są nasze życzenia i pole do popisu dla naszych działaczy, którzy będą z pewnością się starać ich zatrzymać. Lecz wiadomo, jeśli wybiorą atrakcyjne oferty z Italii, to my będziemy się cieszyć, że im się udało. Mówisz Rosja? Ja bym wolał żeby pojechali do Włoch, tam się spotkają z najlepszymi a to będzie z korzyścią i dla nich i dla reprezentacji. Jeśli będą dla nich propozycje z Rosji, to wierzę, że działaczom uda się ich jeszcze zatrzymać. W końcu są młodzi i jeszcze wiele lat gry przed nimi.

- Może jak obronicie mistrzowski tytuł to będzie łatwiej?
- To by było wielkie szczęście, bardzo bym sobie tego życzył. Czeka nas ciężka przeprawa - na naszej drodze do finału ponownie nasz odwieczny rywal - PZU AZS Olsztyn i wszystko jest możliwe. To są dwa wyrównane zespoły - pokonaliśmy ich dwukrotnie w lidze, ale faza play off rządzi się swoimi prawami. Trzeba będzie zagrać mecze z nimi na najwyższych obrotach. Pominąłem Gwardię Wrocław, ale z całym szacunkiem dla rywala, raczej to my zagramy w fazie medalowej. Gwardia i tak zanotowała spory sukces utrzymując się w lidze. Także koncentrujemy się na walce z Olsztynem. I oczywiście będziemy z uwagą śledzić drugą parę - zakładamy: Jastrzębski z Częstochową. Niech wygra lepszy.

- Pozycja libero została wprowadzona po igrzyskach w Atlancie (1996 rok) - jak te zmiany w siatkówce wtedy przyjąłeś?
- Dla mnie jako dla zawodnika, było to jak zbawienie z racji marnego wzrostu – tendencje w siatkówce były takie, by stawiać na wysokich, dobrze zbudowanych graczy, skaczących wysoko, mocno atakujących, stawiano bardziej na siłę niż technikę. W reprezentacji to na pewno nie byłoby dla mnie miejsca, a w zespole ligowym byłbym jakąś "szarą myszką”, która może by wypłynęła, może nie, to by zależało od tego jakby się zmieniały trendy. Pozycja libero była dla mnie idealna, predysponowany szybkością i koordynacją i trochę przewidywaniem - 6 zmysłem - mogłem być spokojniejszy o swoją przyszłość. Stało się tak, że akurat w Sosnowcu zacząłem grać na libero, miałem też takie zadania w kadrze u trenera Ireneusza Mazura - to był przełom 1997/1998 roku. Jak już grałem w juniorach u trenera Mazura to miałem takie specjalne zadania, wchodziłem na pole obrony - przetarcie było. Potem bywało różnie. Do chwili gdy nie zacząłem grać na przyzwoitym poziomie, poniżej którego się nie schodzi bywało różnie - to było zdobywanie kolejnych doświadczeń. Byłem młodym człowiekiem, myślę tu o MŚ w Japonii, które totalnie nam nie wyszły, nie tylko mnie, ale i całemu zespołowi. To była gorzka pigułka, którą trzeba było przełknąć, ale tak patrząc na to wszystko z perspektywy czasu to było bezcenne doświadczenie. Ilość rozegranych spotkań kadrowych, pucharowych to wszystko wpływa na doświadczenie, każdy musi przez to przejść jak chce coś osiągnąć. To wszystko owocuje w reprezentacji - cieszę się, że trafiłem do kadry jako młody człowiek i teraz mogę to doświadczenie wykorzystywać w konfrontacji z najlepszymi.

- Pamiętasz swój reprezentacyjny debiut?
- Tak pamiętam, to były właśnie te nieszczęsne MŚ, debiut zatem nie był udany. Nie to, że wyrzuciłem to z pamięci, ale zmotywowało mnie do dalszej ciężkiej pracy. Wiedziałem, że to były moje początki. Przez jednego trenera byłem powoływany, przez drugiego nie, ale to też mnie mobilizowało do coraz większego wysiłku na treningach, gdyż zależało mi na grze w drużynie narodowej. Zawsze starałem się udowodnić, że zasługuję na to by dostać powołanie.

- Nie raz mówiłeś, że siatkówka jest Twoim życie, czy tylko siatkówka - a ten mały bąbel, który siedzi na Twoich kolanach...?
- Tak, po przyjściu na świat Sebastiana rzeczywiście odmieniło się moje życie - jest "oczkiem w głowie” taty. Śmiałem się, że siatkówka to jest moje całe życie - bo tak naprawdę 70 procent tego życia to siatkówka - treningi, zgrupowania, wyjazdy, mecze, wokół tego ono się kręci. Żona mnie cały czas wspiera. Pomaga mi w tych najtrudniejszych momentach - zrozumiała istotę sportu, i za to jestem jej bardzo wdzięczny - trzeba być bardzo wyrozumiałym - więcej nas nie ma w domu niż jesteśmy, to kosztuje wiele wyrzeczeń. Jest taki teraz okres, że człowiek jest na fali, gra dobrze, powinien się zaprezentować i grać dla reprezentacji i musi te swoje "pięć minut” wykorzystać. Potem przyjdą młodsi, lepsi, szybsi, sprawniejsi, skuteczniejsi w obronie i w przyjęciu - będą wypierać, bo takie jest prawo "dżungli”. Wtedy przyjdzie czas aby większość czasu poświęcić rodzinie. Brakuje tych wakacji z najbliższymi, pojechałoby się gdzieś, a tu nie można. Na to przyjdzie czas, oby jak najpóźniej.

- Jaki jest Krzysiek Ignaczak?
- Samoocena jest bardzo trudna (śmiech) dla każdego człowieka. Najlepiej by się z tego wywiązało grono moich najbliższych przyjaciół. Na pewno jestem trochę szalony, chociaż po przyjściu na świat Sebastiana, to psychika moja się zmieniła, zmieniają się pewne punkty widzenia, dojrzewa się z wiekiem i ja dojrzałem.

- Jak poznałeś swoją żonę Iwonkę i czy to była Twoja pierwsza miłość?
- Pierwsza może nie, ale z pewnością ta największa i jak się okazało najważniejsza. Znaliśmy się od szkoły średniej, potem Iwona wyjechała do Stanów, gdzie zdała maturę, a po jej powrocie coś między nami zaiskrzyło, zaczęliśmy się umawiać, została moją żoną i owocem naszej miłości jest Sebastian. Mamy w planach późniejszych zapewnienie Sebastianowi rodzeństwa, będziemy się starali o drugie dziecko, ale jeszcze nie wiemy kiedy, choć w niedługim czasie, bo młody już chodzi i namawia tatę, chciałby mieć kogoś do zabawy. Najlepiej starszego brata, ale tego się nie da zrobić. Myślimy też o budowie domu, takie czysto przyziemne rzeczy, ale z nich składa się nasze życie. Najważniejsze dla nas jest teraz to, że Sebastian rośnie, jest zdrowy, że my jesteśmy zdrowi. Myślę, że jesteśmy szczęśliwą rodziną.

- Co lubisz robić w wolnych chwilach?
- Oprócz sportu lubię chodzić do kina, oglądać filmy, pasjonują mnie gry komputerowe - tak jak już kiedyś ci mówiłem o naszych nocnych grach z Arkiem Gołasiem. Te chwile pozostaną w mojej pamięci do końca moich dni, bo były to niezapomniane nasze wieczory. Lubię też poczytać dobrą książkę, zwłaszcza w podróżach, które zajmują nam sporą część życia. Chciałbym kiedyś rozwinąć moją inną pasję jaką jest nurkowanie, na wakacjach nurkowałem z butlą i bardzo mi się to podobało, (w tym momencie Sebastian, który oczywiście również udzielał wywiadu i nie opuszczał taty na krok zauważył, że on także nurkował). Jak będzie w najbliższym czasie jakiś wakacyjny wyjazd to będę chciał to powtórzyć i odświeżyć moje umiejętności w tej dziedzinie. Nie wiem kiedy to będzie, ale kiedyś jakieś wakacje jeszcze będę miał. Nurkowanie polecam wszystkim, bo jest to fantastyczny sport. Mogłoby to być moją wielką pasją gdybym tylko posiadał więcej wolnego czasu.

- Czym jest dla Ciebie przyjaźń?
- O takiego przyjaciela jakim dla mnie był Arek będzie bardzo trudno. Takie przyjaźnie przytrafiają się ludziom raz w życiu może dwa - Arek był moją bratnią duszą, będzie ciężko. Mam szerokie grono bliskich przyjaciół, ale czy któryś z nich zostanie takim przyjacielem na "zabój”, to trudno powiedzieć. W życiu można liczyć na kilka osób, ich można nazwać tymi największymi przyjaciółmi, mam nadzieję, że to grono może się powiększyć, byle się nie zmniejszało. I tutaj mam na myśli mojego świadka Patryka, który jest dla mnie wielkim wsparciem  - i jedną z bliskich mi osób. Jednak wiem jedno, że takich przyjaciół jak Arek trzeba szukać ze świecą.

- Twoje ulubione potrawy i czy masz problemy z utrzymaniem wagi?
- Trener reprezentacji powtarza cały czas, że jestem trochę za gruby, ale ja się z moją wagą bardzo dobrze czuję i wcale nie uważam, żebym za dużo ważył. Jeżeli chodzi o potrawy - to bardzo mi smakuje kuchnia włoska, makarony mógłbym wcinać każdego dnia, zmieniając tylko spaghetti na tagliatele i rigatoni, gustuję też w kuchni polskiej - karkówka, grillowanie, to moje faworyzowane jedzenie, zwłaszcza latem. Na wakacjach jak można siąść przy grillu to jest to coś pięknego. Za słodyczami nie przepadam, łasuchem nie jestem, wolę treściwe jedzenie - karkóweczka, czy kiełbaska z grilla, czy coś takiego to jest to. Powiem, że w dzieciństwie też za słodyczami nie przepadałem, tak już zostało.

- Kto jest według Ciebie najlepszym libero na świecie?
- Według mnie na dzień dzisiejszy Brazylijczyk Sergio. Nie wiem na ile to się przekłada, że jest taki wyśmienity, bo gra w tak znakomitym zespole, obok takich gwiazd, które potrafią wykonać niemal zawsze perfekcyjnie każdy element siatkarskiego rzemiosła, ale jest niewątpliwie nieoceniona postacią i wiele się można od niego nauczyć. Na drugim miejscu postawiłbym Francuza Henno, który nie raz mnie zadziwił wspaniałymi zagraniami i obserwując go sporo wyłapałem wiedzy dla siebie. To są dwaj ludzie, którzy motywują mnie do ciężkiej pracy.

- Stres towarzyszy Wam na co dzień, co robisz aby sobie z nim radzić?
- Najlepsze na stres są spotkania w gronie rodzinnym, w gronie przyjaciół i wtedy trzeba starać się nie rozmawiać o siatkówce - choć nie jest to łatwe, bo większość znajomych to są siatkarze, to i tak gdzieś mimochodem poruszy się siatkarski temat. Jednak potrafimy się fajnie pobawić w swoim gronie i to pomaga w odreagowaniu. Także gra na komputerze, obejrzenie dobrego filmu w kinie, wspólna kolacja we własnym gronie pozwalają zapomnieć o nerwowym życiu.

- Jeżeli byś otrzymał ofertę z zagranicy to byś ją przemyślał?
- Chciałbym się sprawdzić, przetrzeć na innym podwórku, to fakt. Nie ukrywam, że polską ligę znam na wylot, więc aby podnieść jeszcze kwalifikacje i poziom przydałby się wyjazd do najlepszej ligi jaką jest liga włoska - jednak ten kierunek raczej nie jest mi dany - ciężko jest tam wyjechać i znaleźć intratny kontrakt na pozycji libero. Uważam, że jest kilku lepszych ode mnie na świecie, po których kluby sięgnęłyby w pierwszej kolejności, ale może gdzieś indziej - chętnie bym obrał kierunek na Rosję i tam się sprawdził. Może tam by potrzebowali takiego człowieka od "czarnej roboty”. Liga rosyjska staje się coraz silniejsza, jadą tam wielkie gwiazdy, rosyjskie asy wracają do Rosji. Jakby przyszła taka oferta to bym ją rozpatrzył.

- Kiedy kończy Ci się kontrakt w Skrze?
- Ten sezon do końca i następny na pewno spędzę w Bełchatowie.

- Skończymy na wesoło - jesteś dość długo wierny swojej fryzurze, jak zrodził się pomysł na takie obcięcie?
- Staram się być trendy (śmiech).

Małgorzata Gotowiec

Wróć do czytelni