Czytelnia Kiosk24.pl

Drugie życie błogosławionego (numer 3/2006)

Gazeta Rycerska | 02 sierpień 2006


Gazeta Rycerska

Zamów prenumeratę tego tytułu

* Pokazana okładka tytułu jest aktualną okładką tytułu Gazeta Rycerska. Kiosk24.pl nie gwarantuje, że czytany artykuł pochodzi z numeru, którego okładka jest prezentowana.

"Nordyk 79%, armenoid 10%, skóra biała z odcieniem różowym do jasnopłowej, oczy piwne 8-16, głowa mężczyzny, nos raczej silnie wystający prosty, parametry włosów..." Ten niezrozumiały opis określa skrócony antropologiczny wizerunek twarzy, odczytany z jednej z zachowanych czaszek. Jest to baza do przywrócenia wizerunku osoby, która nie żyje od kilkuset lat. Pozwala na to pełno-plastyczna rekonstrukcja głowy...

1,5 km od pola jednej z większych bitew średniowiecza, archeolodzy odnajdują stłoczone, nienaturalnie poskręcane szczątki 15 mężczyzn. Ślady obrażeń na kościach wskazują, że zanim zginęli zostali okaleczeni i ciasno skrępowani. Co się wydarzyło i jakie były okoliczności ich śmierci z dala od głównej areny walk? Pierwsze oględziny i analizy antropologiczne wskazują na celowe okaleczenie. Czaszki mają charakterystyczne ślady po cięciach i uderzeniach sugerujących obcinanie uszu, nosa, a nawet skalpu. Nienaturalne ułożenie niektórych ciał, powykręcane kończyny, zdawały się potwierdzać wersje o pojmanych uczestnikach bitwy, których w okrutny sposób przeciwnik zamordował. Jednak nie do końca wersja ta zgadzała się z ogólnie przyjętym poglądem na tego typu praktyki. Mimo iż nie stanowiło to specjalnego wyjątku, z pewnością również nie było standardem. Do akcji wkraczają antropolodzy, którzy rekonstruują głowę najbardziej okaleczonej czaszki. Efekt końcowy zmienia dotychczasową teorię. Rany powstały w wyniku walki. Zadali je zwycięzcy w trakcie pogoni za pokonanymi w ostatniej fazie bitwy, jaką był pogrom przegranych. Ofiary z pewnością nie były również skrępowane, co początkowo było sugerowane. Przyczyną było złe dopasowanie kończyn górnych do przynależnych im korpusów - podczas "pochówku”. Tajemnica została więc rozwiązana, m.in. dzięki antropologii wciągniętej na usługi historii i archeologii.

W Polsce tego typu badania należą niestety do rzadkości. Co więcej, poza nielicznymi przykładami rekonstrukcji głów na podstawie odnalezionych czaszek, czy to kopalnych czy też historycznych zbyt wiele się ich nie przeprowadza. W ciągu ostatnich kilku lat czynione są jednak coraz bardziej zaawansowane działania, aby ten stan rzeczy zmienić. Co prawda w naszym kraju niewiele osób para się tym zajęciem, jednak pewne kroki zmierzające do wykorzystania antropologii na potrzeby badań archeologicznych zostały poczynione.

Nie tak dawno swoistą sensacją było zrekonstruowanie wizerunku Mikołaja Kopernika na podstawie odnalezionej czaszki. W tym przypadku, wiedza antropologiczna połączona z komputerowym programem kryminalistycznym zaowocowała dwoma rzutami twarzy wybitnego astrologa. Jeszcze bardziej atrakcyjną formą odtworzenia wizerunku jest pełno-plastyczna rekonstrukcja całej głowy.

Kierunek badań tego typu i technik rekonstruktorskich narodził się w II połowie XIX wieku, kiedy coraz większa ilość szkieletów była eksponowana w rozlicznych muzeach. Aby przemówić do wyobraźni zwiedzających, koniecznym było wizualizowanie, czy też uplastycznienie wizerunków głów naszych przodków na podstawie odnalezionych czaszek. Rekonstruuje się głowy zarówno przedstawicieli populacji pradziejowych, przodków kopalnych, jak i postaci historycznych, których wizerunek nie zachował się do naszych czasów, bądź nigdy nie powstał. Oddzielną grupę stanowią prace mające na celu identyfikacje odnalezionych czaszek anonimowych ofiar na potrzeby kryminalistyki. Metoda ta głównie opiera się na komputerowych rozwiązaniach graficznych.

Szczególnego znaczenia nabiera ostatnia, najbardziej chyba spektakularna próba odtworzenia głowy błogosławionego Czesława, XIII wiecznego zakonnika, patrona Wrocławia. Władze miasta, dla których niewątpliwie był to zabieg promocyjny oraz dominikanie, który starają się zakończyć rozpoczęty przed wiekami proces kanonizacji wrocławskiego przeora zdecydowały o odtworzeniu jego wizerunku...

15 lutego 2006 roku, przedstawiciele władz miejskich, archidiecezji wrocławskiej oraz liczne grono naukowców dokonali uroczystego otwarcia relikwiarza zawierającego od 1713 roku czaszkę błogosławionego Czesława. Po niemal 300 latach, średniowieczny zakonnik miał zyskać drugie życie. W ciągu następnych trzech miesięcy znakomici specjaliści z Wrocławskiej Szkoły Rekonstrukcji wykonali pełno-plastyczną rekonstrukcję głowy dominikanina...

Z Renatą Bonter-Jędrzejewską, artystką plastykiem, odpowiedzialną za ostateczną wizję wizerunku błogosławionego Czesława, rozmawia Piotr Maszkowski.

- W jaki sposób rozpoczęła się Pani swoista przygoda z czaszkami, antropologią i pełno-plastyczną rekonstrukcją wizerunków postaci z odległej przeszłości?
- Jak to najczęściej bywa, przez przypadek, bowiem jako artysta plastyk, nie miałam wcześniej styczności z tego typu materią. Kilka lat temu zaproponowano mi częściowe zaprojektowanie aranżacji i ogólno-plastyczną oprawę wystawy Muzeum Człowieka przy Uniwersytecie Wrocławskim. Był to właściwie mój pierwszy kontakt z antropologią. Anatomią, poza poznaniem budowy ciała na Akademii Sztuk Pięknych, również się nie zajmowałam. W kwietniu 2002 roku zakończyłam prace w Muzeum Człowieka. Kilka tygodni po jego otwarciu, dyrektor Muzeum Archeologicznego w Gdańsku Henryk Paner, zwrócił się do doświadczonych antropologów: prof. dr. hab. Tadeusz Krupińskiego, dr hab. Barbary Kwiatkowskiej oraz prof. dr. hab. Zbigniewa Rajchela z Wrocławskiej Szkoły Rekonstrukcji, z propozycją odtworzenia kilkunastu wizerunków mieszczan gdańskich na podstawie odnalezionych czaszek datowanych na XII, XIII i XIV wiek. Naukowcy poszukiwali osoby, która byłaby odpowiedzialna za pełno-plastyczną rekonstrukcję głów. Wcześniej wykonali już rekonstrukcję głowy św. Jadwigi oraz gen. Antoniego Pawła Sułkowskiego, ale w technice gipsowej. W tym wypadku miał być dokładnie odtworzony wizerunek głowy, co wymagało już współpracy z artystą plastykiem. W ten sposób znalazłam się w zespole.

- Skoro nie miała Pani doświadczenia i zdaje się zbyt wielu poprzedników trzeba było przetrzeć szlaki...
- Na początku swojej przygody z rekonstrukcją znałam jedynie dość popularną technikę odlewanych głów z wosku. Oczywiście zaopatrzyłam się w odpowiednią literaturę. Miałam książkę specjalisty od rekonstrukcji głów Johna Praga "Making faces” i kilka innych opracowań. To mi pozwoliło zorientować się jak miał wyglądać efekt finalny. Zaczęłam przygotowania od poszukiwań i wyboru odpowiedniego tworzywa, którego właściwości umożliwiłyby pełno-plastyczne zrekonstruowanie głowy. Wiedziałam, że nie będzie to gips, a raczej inny materiał umożliwiający znacznie bardziej zaawansowaną obróbkę. Musiałam pamiętać o tym, że trzeba będzie nawiercić liczne otwory nie tylko np. pod oczy, ale również i brwi, rzęsy czy włosy. Po kilkunastu próbach wybór padł na dwuskładnikową żywicę epoksydową. Następnie przystąpiliśmy do rekonstrukcji pierwszej z głów. Do tej pory wykonaliśmy ich sześć, do końca tego roku mamy odtworzyć jeszcze trzy.

- Od gołej czaszki do w pełni zrekonstruowanej głowy droga zapewne kręta i wyboista. Jakie cechy i umiejętności są potrzebne, aby efekt finalny satysfakcjonował Panią i wszystkich zainteresowanych?
- Oprócz oczywistych, manualnych umiejętności artysty plastyka, talentu i intuicji, konieczna jest wysoce rozwinięta wyobraźnia. Trzeba również wziąć pod uwagę, że wygląd zrekonstruowanych głów nie jest do końca zasługą artysty. Prace tego typu wykonywane są od początku do końca z niesamowitą dbałością o szczegóły, których odtworzenie i efekt finalny zależy od doświadczenia i umiejętności antropologów. Oni realizują rzeczywisty układ mięśni i tkanek twarzy wynikających z pomiarów i badań. Moim dziełem jest jedynie nadanie wizerunkowi cech charakterystycznych, nadających twarzy indywidualny wyraz. Efekt końcowy zależy w głównej mierze od stanu zachowania czaszki. Oczywiście im jest lepszy, tym rekonstrukcja jest bardziej prawdopodobna. W przypadku błogosławionego Czesława czaszka była kompletna, poza małym ubytkiem w części łuku jarzmowego oraz małym otworem w kości skroniowej. Oba fragmenty zostały odtworzone przez prof. Rajchela.

- Od czego się zaczyna "pracę z czaszką”?
- W pierwszej kolejności, ze strukturą i fizjonomią czaszki zapoznają się antropolodzy. Dokładnie ją badają, dokonują szczegółowych pomiarów, następnie na podstawie uzyskanych danych oblicza się wskaźniki, dzięki którym możliwe jest określenie najważniejszych informacji. Przede wszystkim cechy rasy... co pozwala uzyskać dane dotyczące koloru skóry, barwy tęczówki i koloru włosów. Problemem niemal nie do rozwiązania jest określenie z kolei kształtu ucha, końcówki nosa i jego profilu. Tych form szukamy raczej intuicyjnie tak, aby całość była harmonijna i pasująca do siebie.

- Oczywiście podczas prac nie wykorzystuje się oryginalnej czaszki...
- Naturalnie. W przypadku błogosławionego Czesława 15 lutego nastąpiło otwarcie relikwiarza i już następnego dnia czaszka została przewieziona do Akademii Medycznej, gdzie przeprowadzono badanie tomograficzne w trzech płaszczyznach. Zrobiono bardzo dokładne skany, na podstawie których na Politechnice Wrocławskiej wykonano laserowo, warstwa po warstwie, bardzo dokładny odlew polimerowy. Wynik zaskoczył wszystkich, bo była to doskonała kopia, nawet dokładniejsza od oryginału... oczywiście żartuję. Dopiero na tej podstawie, w pracowni wykonaliśmy gipsową replikę, na której prof. Rajchel przystąpił do odtworzenia, przy pomocy plasteliny, mięśni i tkanek twarzy. Mięsień po mięśniu: skroniowy, żwacz, mięśnie okrężne oka, ust... Z dość makabrycznego widoku, powoli zaczęły wyłaniać się ludzkie rysy. Na bazie bryły głowy zrekonstruowanej przez antropologa-anatoma opracowuję właściwy wyraz twarzy, modeluję uszy, końcówkę nosa. Nadaję cechy indywidualne rekonstruowanej twarzy. Po przygotowaniu głowy, z plasteliny sporządza się formę z kauczuku. Nanosi się kilka warstw pędzlem tak, aby powstała idealnie przylegająca forma. Musi ona zostać zabezpieczona gipsem, który ją usztywni. Potem do pustej formy wlewa się żywicę dwuskładnikową. Po zastygnięciu odlew jest bardzo lekki, pusty w środku. Dzięki temu można nanosić szczegóły, wiercić oraz wycinać otwory. Uwzględniam plastycznie te informacje, które antropolodzy wcześniej określili, czyli typ urody, wiek, kolor oczu czy kształt powiek.

- W przypadku błogosławionego Czesława mieliście Państwo do dyspozycji sporo zachowanych wizerunków zacnego zakonnika. W jakim stopniu okazały się pomocne?
- Jest to niewątpliwie bardzo ważny element, oczywiście jeżeli zachowały się wiarygodne i w miarę realistyczne wizerunki odtwarzanej postaci. Wtedy wiemy, że można się na nich oprzeć. Niestety, w przypadku błogosławionego Czesława nie było to aż tak jednoznaczne, gdyż większość wizerunków powstała co najmniej 250 lat po jego śmierci. Kiedy porównaliśmy wszystkie dostępne obrazy stwierdziliśmy, że były one wynikiem zupełnej dowolności artystów czy też panującego w danej epoce kanonu. Podczas pracy zaproponowałam dr Kwiatkowskiej celową rezygnację z zapoznania się z dostępną ikonografią, ponieważ do momentu określenia bryły głowy nie chciałam się niczym sugerować. Dopiero po ostatecznym określeniu wizerunku błogosławionego, poprosiłyśmy historyka Wojciecha Kucharskiego, zajmującego się historiografią i ikonografią bł. Czesława, o udostępnienie nam zachowanej ikonografii. Najczęściej przedstawiany jest jak starszy mężczyzna o ciepłej pogodnej twarzy, co jest cechą wspólną wszystkich wizerunków. Nasza propozycja nie odstawała od tych ikonograficznych, natomiast co do koloru oczu, czy włosów były pomocne ustalenia prof. Krupińskiego. Spotykaliśmy się również z ojcem przeorem Przemysławem Ciesielskim, dominikaninem, który udzielił nam wielu cennych wskazówek dotyczących tradycji, wyglądu i zwyczajów zakonnych. Rozważaliśmy różne sposoby ostatecznej aranżacji głowy, z zarostem, bez zarostu, z pełną tonsurą, a może z niewielkim ubytkiem w okolicach czoła. Faktu noszenia brody przez bł. Czesława, czy też nie, z całą pewnością nie da się dzisiaj potwierdzić.

- Równie słynna rekonstrukcja twarzy Mikołaja Kopernika została przeprowadzona przy pomocy komputerowego programu graficznego stosowanego w kryminalistyce. Czy również na jakimś etapie wspomagaliście się Państwo techniką...
- Niestety, nie dysponujemy żadnym zaawansowanym programem komputerowym do rekonstrukcji. Co prawda w trakcie odtwarzania polimerowego odlewu czaszki na Politechnice nawiązaliśmy kontakt z informatykami i programistami, którzy być może opracują odpowiednie oprogramowanie. Przy okazji porównywaliśmy naszą metodę z tymi stosowanymi w kryminalistyce. W przypadku pełno-plastycznej rekonstrukcji traktujemy głowę jako bryłę, a nie jako zestawienie pewnych charakterystycznych elementów twarzy. Nie pracujemy w ten sposób, że koncentrujemy się na jednym tylko fragmencie twarzy, np. nosie czy uchu. Głowa to całość... istotne jest, jak po wymodelowaniu wygląda z boku, z dołu, z góry. Istotne są właściwe proporcje we wszystkich wymiarach. Nie mogłabym jednocześnie pracować nad rekonstrukcją wirtualną 3D i manualną - pełno-plastyczną. Jeżeli zdecydowałabym się na takie rozwiązanie, to prace takie powinny być przeprowadzone dwutorowo: wirtualnie i manualnie. Jak dotąd nie mieliśmy możliwości porównania efektów obu tych metod rekonstrukcji.

- Ile czasu zabiera przeciętnie pełna rekonstrukcja?
- Normalnie opracowanie pełno-plastycznej rekonstrukcji głowy trwa około pół roku. W przypadku błogosławionego Czesława nie mieliśmy jednak aż tak wiele czasu. Nasze prace trwały od marca do 5 czerwca, a więc trzy miesiące. Niezwykle szybko prof. Rajchel zakończył pierwszy etap rekonstrukcji, polegający na odtworzeniu mięśni i części miękkich tkanek. W ciągu pięciu tygodni przygotował model głowy w plastelinie. Pełno-plastyczna rekonstrukcja zajęła nam również ok. 5-6 tygodni. Działaliśmy pod presją czasu, konieczne jednak było wywiązanie się z terminów.

- Przy ostatecznym nadawaniu wizerunkowi cech indywidualnych, istotna jest intuicja i wyobraźnia. Skąd Pani czerpie inspiracje?
- Przede wszystkim życie jest niewyczerpalnym dostawcą wszelkich informacji, obserwuję ludzkie twarze, rozmawiam. Często jest to niezwykle krępujące, gdy np. siedząc naprzeciwko starszego mężczyzny patrzę się na jego usta, mimikę, uszy, nos... obserwuję ludzi w przeróżnych miejscach: w tramwaju, na ławce, w kościele, na spotkaniu. Poza tym robię bardzo dużo fotografii, aby uchwycić szczegóły... ciekawą zmarszczkę, charakterystyczny kształt małżowiny, nosa. Informacje dotyczące wieku rekonstruowanej postaci pozwalają znaleźć i nadać odpowiednie cechy twarzy, np. niektórzy twierdzą, że bł. Czesław miał za duże ucho lub nos. Należy jednak zwrócić uwagę, że pewne cechy charakterystyczne z wiekiem stają się przerysowane i naturalnie uwypuklają się. Powiększa się małżowina uszna, końcówka nosa opada, staje się bardziej mięsista, mięśnie twarzy wiotczeją... W trakcie prac wyszukuję ilustracje, obrazy, rzeźby, freski przedstawiające zakonników, mnichów i świętych. Nie są to oczywiście precyzyjne wizerunki, ale stanowią wspaniałe przykłady, wyrażania prostymi metodami cech charakteru, łagodności czy też surowości.

- Jakie emocje towarzyszą Pani podczas pracy... z bądź co bądź szczątkami ludzkimi?
- Rekonstrukcje wizerunków na podstawie zachowanych czaszek jest doświadczeniem niezwykle interesującym. Obcowanie z zachowanym materiałem kostnym nie robi już na mnie większego wrażenia i nie wzbudza na pewno takich emocji jak niegdyś. Nie zastanawiam się również w pierwszym etapie kim był posiadacz odtwarzanej głowy. Rok temu wykonywałam odlew czaszki katyńskiej, pilotki Janiny Lewandowskiej. Ten przypadek mnie bardzo poruszył, ponieważ konkretna wiedza na temat tragicznych okoliczności, czasu i miejsca śmierci były niezwykle przygnębiające. W tym przypadku została zastosowana technika super projekcji przez nałożenie czaszki na zachowane zdjęcia. Metoda ta potwierdziła autentyczność zachowanej czaszki. Wynika to również z tego, że mimo woli jesteśmy bardziej wrażliwi na tragedie i losy osób bliższych nam czasowo.

- Na zakończenie ostatnie pytanie. Oczy - to specyficzny i trudny do odtworzenia fragment ludzkiej twarzy. Na stole leży pudełko z szesnastoma gałkami ocznymi? Do czego służy ta specyficzna pomoc naukowa?
- Ta niesamowita skrzyneczka, zawiera pomoc naukową jeszcze sprzed wojny. Jest to skala Martina... prof. Martina, który określił 16 stopni kolorów tęczówek, od najciemniejszych, poprzez piwne, zielone, szare, do błękitnych. Na podstawie pomiarów i badań czaszki, można np. określić, że kolor oczu zawiera się w skali Martina: "pomiędzy 8-16”. Wbrew pozorom ta dziwnie brzmiąca formuła jest dla mnie cenną wskazówką, na podstawie której w pracowni witrażu mogę zamówić oczy o najbardziej pasującym do tego opisu kolorze tęczówek.

- Dziękuje bardzo za rozmowę.

Błogosławiony Czesław - Patron Wrocławia i obrońca Śląska

Odtwarzając losy zacnego zakonnika natrafiamy na typowe problemy związane z żywotami ludzi epoki średniowiecza. Nie znamy zatem dokładnie daty i miejsca jego urodzenia, choć większość badaczy przyjmuje rok 1180. Prawdopodobnie należał do rodu Odrowążów. Z całą pewnością był kanonikiem i kustoszem kolegiaty sandomierskej. Na początku XIII wieku udał się do Rzymu, gdzie przebywał do mniej więcej 1220-21, kiedy to został przyjęty do nowo założonego przez św. Dominika zakonu. Niedługo potem ruszył w drogę powrotną do Krakowa. Co ciekawe, wg tradycji, przejeżdżając przez Pragę miał założyć tam pierwszy klasztor dominikański św. Klemensa. Następnie znalazł się we Wrocławiu, gdzie wygłaszał kazania w kościele św. Marcina, a następnie w 1226 roku objął kościół św. Wojciecha. Po 6 latach został mianowany prowincjałem i przebywa do 1236 roku w Krakowie, kiedy to wraca do Wrocławia. Najbardziej spektakularne wydarzenie w żywocie Błogosławionego Czesława miało miejsce 6 kwietnia 1241 roku. Tego dnia hordy tatarskie spustoszyły lewobrzeżną część, wraz ze znajdującym się tam klasztorem św. Wojciecha. Według Jana Długosza Czesław modlił się za ocalenie miasta tak żarliwie, że nad jego głową pojawił się słup ognia sięgający do samego nieba. Tatarzy przerażeni tym niecodziennym zjawiskiem zaprzestali oblężenia, wycofując się na legnickie pola. Na wizerunkach przedstawia się Czesława również z ognistą kulą oraz lilią, które stały się jego atrybutami. Niedługo po tym, 15 lipca 1242, błogosławiony dokonał żywota, a jego ciało spoczęło w kościele św. Wojciecha.

Wydaje się, że Czesław został zapomniany niemal na dwa stulecia, gdyż nie zachowały się jakiekolwiek wzmianki o rozwoju jego kultu, aż do początku XVII wieku. Wtedy to dzięki inicjatywie polskiego przeora dominikanów rozpoczął się proces beatyfikacyjny Czesława oraz wskrzeszony jego kult. W tym czasie powstała jego biografia, opatrzona jednoznacznym tytułem "Tutelaris Silesiae” co oznaczało "Patron Śląska”. Kult błogosławionego Czesława dla zakonu dominikanów i archidiecezji wrocławskiej został oficjalnie zatwierdzony przez papieża Klemensa XI 18 października 1713 roku. Czterdzieści lat później dekret papieża Klemensa XIII rozciąga go na wszystkie polskie diecezje. Błogosławiony Czesław został ogłoszony przez papieża patronem Wrocławia 22 września 1963 roku.

Piotr Maszkowski

Wróć do czytelni